Nie trudno było znaleźć Leica Gallery (szczególnie przy pomocy Google maps). Wystawa znajdowała się na drugim piętrze w nowoczesnym budynku na Mysiej. Do oglądania udostępnionych zostało 40 fotografii z prywatnej kolekcji Jeffreya Goldsteina, który jako jeden z pierwszych docenił zdjęcia Vivian. Z żalem przyznaję się, że nie za bardzo znam się na fotografii, ale nawet ja, zdjęciowy analfabeta, dostrzegłem w zdjęciach Vivian zwykłe, naturalne piękno i prostotę życia ludzi, których fotografowała. Im dużej wpatrywałem się w zdjęcia, tym bardziej wyobrażałem sobie momenty na nich uchwycone. Płacz dziecka, poprawianie kapelusza, zapalanie papierosa. Wszystko wydawało się takie realistyczne, żywe. Mało widziałem w życiu fotografii, które wzbudziłyby we mnie tyle emocji (pewnie też dlatego, bo rzeczywiście mało ich widziałem). Po obejrzeniu całej wystawy skierowałem się w stronę wyjścia, jednak zanim opuściłem pomieszczenie przeczytałem opis wystawy i krótką notatkę o życiu autorki zdjęć. Vivian Maier z zawodu była nianią, która w latach 50, 60 i 70 robiła zdjęcia na ulicach wielkich miast Stanów Zjednoczonych (mowa tu przede wszystkim o Nowym Yorku i Chicago). Zdziwiło mnie to, że za życia (zmarła w 2009 roku) nikomu nigdy nie pokazała efektów swojej pracy. Dopiero w 2007 roku jej zdjęcia odkrył John Maloof (kupił pudełko z negatywami na licytacji) i postanowił znaleźć informacje o ich autorze. Gdy po wielu latach poszukiwań Maloof dowiedział się, kto jest twórcą tych wszystkich zdjęć, postanowił pokazać je światu. Niedawno ludzie z branży fotograficznej i zwykli bywalcy wystaw docenili kunszt zdjęć Vivian. Jeszcze 7 lat temu nikt nie znał fotografii Vivian Maier, dziś natomiast są one prawdziwym fenomenem na skalę światową (ich autorka była zwykłą nianią, nie miała bladego pojęcia o profesjonalnej fotografii, a jednak jej zdjęcia robią furorę i są doceniane przez najznamienitszych fotografów).
Obiecałem sobie, że nie poprzestanę na obejrzeniu wystawy zdjęć Vivian. Chciałem dowiedzieć się trochę więcej o niej samej. Świetna okazja ku temu nadarzyła się, gdy dowiedziałem się, że film dokumentalny Szukając Vivian Maier będzie wyświetlany na festiwalu T-mobile Nowe Horyzonty. Nie mogłem tego przegapić! Film zrobił na mnie ogromne wrażenie i w dalszym ciągu go rozpamiętuję, a jestem już dwa dni po seansie. Przede wszystkim w dalszym ciągu nie potrafię zrozumieć postawy samej Vivian, która była tak samotna i skryta, że nikomu nie pokazała swoich prac, wszystkie trzymała skrzętnie zamknięte na kłódkę. Jako niania miała wielu podopiecznych, którzy wypowiadali się o niej w filmie. Ich opinie o pani Maier (Viv, Vivian, pani Mayers lub po prostu tajemniczej kobiecie, jak kazała się niektórym nazywać) były przeróżne. Część z nich się pokrywała, część nie. Były zarówno te pozytywne, jak i negatywne (podobno, gdy jej podopieczny miał wypadek na rowerku, to ona zamiast mu pomóc, robiła zdjęcia swoim małym poręcznym aparatem - Rolleiflexem), jednak wszyscy, którzy ją znali, twierdzili, że była dziwną osobą. John Maloof, również reżyser filmu, przyznał, że według niego Vivian była po prostu nierozumiana. Według mnie nic w tym dziwnego, każdy wielki artysta jest nierozumiany przez ludzi, którzy go otaczają. Vivian Maier bez wątpienia była wielką artystką...
Poniżej prezentuję kilka zdjęć zrobionych przeze mnie w Leica Gallery oraz znaleziony w internecie zwiastun Szukając Vivian Maier.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz